Historia okolic Myślenic obfituje w wiele ciekawych i wręcz niesamowitych historii, a oto jedna z nich .
Historia ta, jak każda tego typu, jest niezwykła. Ukazuje prawdziwy obraz człowieczeństwa w strasznych czasach II wojny światowej. Podobnych udokumentowanych historii jest wiele, niemniej każda z nich zasługuje na szczególne miejsce zwłaszcza dzisiaj, kiedy różne kręgi starają się przedstawić Polaków jako współodpowiedzialnych za Holokaust.
W 1942r. Niemcy rozpoczęli realizację planu „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Masowe egzekucje na Wschodzie, które pochłonęły setki tysięcy żydowskich ofiar, trwały już od agresji III Rzeszy na Związek Sowiecki w czerwcu 1941r. Sześć miesięcy później, na konferencji wysokich funkcjonariuszy nazistowskiego aparatu bezpieczeństwa, administracji i NSDAP, w pod berlińskim Wannsee zatwierdzono plan wymordowania wszystkich europejskich Żydów. Jedna z części tego planu zakładała eksterminacje Żydów zamieszkałych w Generalnym Gubernatorstwie, oznaczono ją kryptonimem „Reinhard” na cześć zabitego przez czeski ruch oporu Heydricha Reinharda, szefa Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy.
W Polsce za jakąkolwiek pomoc okazaną ukrywającym się Żydom groziła kara śmierci, podobnie było tylko na terenach Serbii, Ukrainy i Litwy. Niestety, niejednokrotnie fakt ten stawał się swoistym usprawiedliwieniem, wytłumaczeniem w przypadku wydawania lub mordowania ukrywających się Żydów. Oczywiście sprawa ta miała dwa bieguny. Na przeciwległym biegunie stali ci, którzy z narażeniem życia udzielali schronienia żydowskim uciekinierom.
Jedna z takich historii, o których warto i trzeba mówić, wydarzyła się w nieodległym Gruszowie. Można powiedzieć, że jej strażnikiem i niejako kustoszem jest Kazimierz Łapczyński, dzięki któremu poznałem tę historię.
Aniela i Franciszek Szewczykowie mieszkali w Gruszowie. Jeszcze przed wybuchem wojny znali się z rodziną Goldbergów. Goldbergowie przed wojną byli właścicielami ziemskimi i mieli swoją posiadłość ziemską, którą później sprzedali. W czasie ciemnej wojennej nocy Franciszek Szewczyk wspomagał Goldbergów, wożąc im żywność do Dobczyc. W czasie wojny w Dobczycach nie było wydzielonego getta, a żydowskiej ludności pozwolono mieszkać w domach, które były ich własnością. Kres dobczyckich Żydów nastąpił w sierpniu 1942 r., podobnie jak myślenickich. Wtedy to właśnie z Dobczyc przesiedlono ich do utworzonego getta w Wieliczce, skąd przez Skawinę deportowano ich do Bełżca, gdzie spotkał ich tragiczny koniec.
Kilka dni przed akcją deportacyjną Franciszek Szewczyk zaproponował Goldbergom pomoc. Prawdopodobnie dowiedział się o niemieckich planach i postanowił pomóc znajomym. Potajemnie przywiózł Goldbergów wraz z dwójką dzieci do swojego domu w Gruszowie. Żydowscy uciekinierzy zamieszkali w przygotowanej do tego celu ziemiance, specjalnie ocieplonej i doskonale zamaskowanej w spichrzu.
Historia ta łamie głoszone ostatnio generalizujące teorie, przedstawiające Polaków w niekorzystnym świetle. Nie ma możliwości, aby w tak małej społeczności lokalnej współmieszkańcy nie wiedzieli, że u sąsiadów dodatkowo mieszkają cztery obce osoby. Sąsiedzi zdawali sobie sprawę z obecności Żydów u Szewczyków, nikt jednak nie dał nic po sobie poznać. – Mój ojciec, inwalida po I wojnie światowej, miał podobno bardzo duży autorytet wśród sąsiadów i może dlatego nikt nie śmiał na nas donieść – wspomina syn Józef Szewczyk. Ukrywający się Żydzi, co też jest ewenementem, współuczestniczyli w swoim utrzymaniu, żona Goldberga, wykonywała robótki ręczne, które były sprzedawane na pobliskich targach. Franciszek Szewczyk, jako człowiek bardzo przedsiębiorczy, pomógł załatwić uciekinierom odpowiednie dokumenty. Po kilku miesiącach ukrywania, wyposażeni w mocne aryjskie papiery, Goldbergowie wyjechali do Bochni. Po ich wyjeździe miejsce zajęli kolejni uciekinierzy, byli to między innymi Milka Mincer i Maria z rodziny Federgon z bratem. Przebywali oni w schronieniu, a gdy robiło się niebezpiecznie, na pewien okres przenosili się do innych wsi. Fakt ten może wskazywać, że żydowscy uciekinierzy znajdowali się pod ochroną jednej z najbardziej tajemniczych organizacji mianowicie Uprawy – Tarczy, w całości kontrolowanej przez środowisko ziemiańskie.
Część uratowanych, po wojnie zamieszkała w okolicy i żyje do dziś. Goldberg, od którego zaczęliśmy naszą opowieść, zmarł w Bochni, w wyniku zawału. Jego syn Janek, co jest rzadkością, wstąpił i walczył w szeregach AK, zginął na terenie Puszczy Niepołomickiej. Żona Goldberga, Giza, po wojnie wyjechała do Francji wraz z córką i utrzymywała z Szewczykami sporadyczny kontakt. Pozostali ocaleni osiedlili się w okolicy i utrzymywali z Szewczykami stałe kontakty.
I tak w dużym skrócie wygląda ta piękna i niesamowita historia, która przywraca wiarę w człowieka i mówi prawdę, dziś często celowo pomijaną, o tamtych okropnych czasach. Historia ta żyje do dziś w Dobczycach i okolicy
Trzeciego lipca 1997 r. Józef Szewczyk otrzymał pismo podpisane przez dr Mordecaja Paldiela z Departamentu Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Oto jego treść:
– Dotyczy teczki Szewczyk Franciszka i Anieli #7244 . Szanowni Państwo. Uprzejmie zawiadamiamy, że na posiedzeniu komisji w dn. 16.06.97 r. w.w osobie został przyznany tytuł „ Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata” za pomoc, którą okazała Żydom w czasie okupacji hitlerowskiej, podczas II wojny światowej.
Kazimierz Łapczyński czyni starania, aby w odpowiedni sposób upamiętnić swoich bohaterskich krewnych przy udziale władz gminy i powiatu. Mam nadzieję, że ten artykuł mu w tym pomoże.