Załoga kończy przejazd, niestety ten etap nie należał do zbyt udanych.
Urwane koło, brak hamulców, wyciek oleju z dyferencjału, pustynia nie wybacza błędów. Na szczęście kierowca i pilot opanowali awaryjną sytuację i mogli kontynuować rajd. Na 200 kilometrze odcinka, w czasie tak zwanej neutralizacji, z pomocą ruszyła ekipa serwisowa. Odpowietrzenie układu hamulcowego i szybka interwencja umożliwiły dalszą jazdę. Przed Krzysztofem i mechanikami 300 km dojazdu do biwaku i całonocna praca – wyścig z czasem. Na rano samochód musi być jak nowy bowiem przed załogą wyczerpujący Maraton Day, czyli dwa dni bez ekipy serwisowej. Po tej arcytrudnej próbie pozostanie już tylko meta.
Za zdjęcia dziękujemy Mairi Pierce.