W Muzeum Niepodległości można oglądać wystawę poświęconą najstarszej w Myślenicach jednostce Ochotniczej Straży Pożarnej, czyli OSP Myślenice Śródmieście. To preludium do zbliżających się obchodów 150-lecia tej jednostki, które mają się odbyć 8 czerwca. Ekspozycję w Muzeum można oglądać do 7 czerwca.
Towarzystwo Straży Ogniowej Ochotniczej Miasta Myślenice powstało w 1873 roku z inicjatywy Andrzeja Marka i Emila Schunke. Obaj byli powstańcami styczniowymi. Andrzej Marek niedługo po tym, bo w 1874 roku został burmistrzem Myślenic. Był też pierwszym komendantem (naczelnikiem) myślenickiej straży pożarnej. Po nim tę funkcję objął Emil Schunke. Ten przysłużył także do założenia kolejnych straży pożarnych, a dokładnie w Górnej i Dolnej Wsi oraz w Polance. Zasłynął także jako założyciel myślenickiego „Sokoła”.
Kolejnym naczelnikiem był Ignacy Dzieża, który zasłużył się m.in. tym, że przekazał działkę pod budowę strażnicy, która stoi do dziś i do dziś służy straży.
Jak jednak mówił podczas wernisażu wystawy (odbył się on podczas niedawnej Nocy Muzeów) Jakub Gaździk, druh OSP i kustosz Izby Pamięci, która znajduje się właśnie w strażnicy w Śródmieściu, ta pierwsza w Myślenicach straż na początku nie miała swojego miejsca. Pierwsza jej siedziba mieściła się pomiędzy kościołem parafialnym a Szkołą Podstawową nr 1. Później, kiedy został wybudowany gmach magistratu jednostka przeniosła się do niego, ale na na długo, bo niedługo ruszyła budowa strażnicy. Zaprojektowany przez znanego architekta Jana Sasa-Zubrzyckiego neogotycki budynek stoi do dziś i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych budynków w mieście. Przetrwał już ponad 100 lat pomimo iż dwa razy wybuchały w nim pożary. Pierwszy raz palił się w 1914 roku, kiedy stacjonowały w nim wojska austriackie, a w drugi raz w 1928 roku, kiedy z kolei zatrzymało się w nim wojsko polskie. Za każdym razem, dzięki wspólnemu wysiłkowi mieszkańców, udawało się odbudować to co strawił ogień.
Kolejny naczelnik, który objął jednostkę w latach 30-tych Jan Oświęcimski przeszedł do historii jako ten, który ją zmotoryzował. – Sam osobiście jeździł do Warszawy, do marszałka Józefa Piłsudskiego i prezydenta Ignacego Mościckiego, załatwiać pieniądze ne ten sprzęt – mówił kustosz Izby Pamięci. To za jego czasów jednostka wzbogaciła się o pierwszy samochód.
Z okresu II wojny światowej nie zachowało się wiele, jedynie wspomnienia druhów, w tym historia o tym, jak w 1941 lub 1942 roku w strażnicy pojawili się żołnierze Wehrmachtu szukając partyzanta, którego żona powiedziała, że jest strażakiem i właśnie pełni dyżur (kiedy w rzeczywistości był wtedy w lesie). Kiedy Niemcy przyszli to sprawdzić faktycznie pełniący wtedy dyżur inny strażak podał się za tamtego, ale na szczęście dla niego – Niemcy uwierzyli mu na słowo i nie sprawdzili jego dokumentów.
Po II wojnie światowej, jak kontynuował kustosz, jednostka miała zostać rozwiązana a z budynku strażnicy miała zostać sama wieża.
Późniejszą historię straży opowiedział Franciszek Szilder, związany z jednostką od 1980 roku, a w latach 2003-21 jej prezes, dziś zaś honorowy prezes.
Wspominał okres stanu wojennego, w czasie którego strażacy mimo zakazu zgromadzeń, zebrali się i poszli na mszę w święto Bożego Ciała. – Cóż nam mogą zrobić za to, że w mundurze i pójdziemy na mszę, pójdziemy na procesję? Poszliśmy i to ulicą. Pamiętam, że Dolne Przedmieście dołączyło do nas. Do dziś wspominam, nic nam się nie stało, nikt nas nie zamknął, nikt nam nic nie zrobił, a czasy były bardzo trudne. Także dlatego, że o wszystko trzeba było walczyć, zabiegać. O węże, o wszystko było trudno. Pamiętam jak na zebraniach padały słowa, że nie wiadomo czy jednostka się utrzyma.
O to, żeby tak się stało i żeby przetrwała zabiegał, jak powiedziano, Ludwik Starzak.
W 1986 roku zapadła decyzja o wyremontowaniu strażnicy, która była wówczas w opłakanym stanie.
Na czas remontu jednostka została przeniesiona do… Jawornika, a dokładnie do budynku, który strażacy nazwali „Betlejem”.
Po remoncie, w 1988 roku strażacy w komplecie wrócili do Śródmieścia, ale tego samego nie można było powiedzieć o sprzęcie, który wrócił tylko w części. – Znów trzeba było zaczynać od nowa, skupować, prosić Urząd Miasta o wszystko – wspominał Franciszek Szilder, wówczas naczelnik i przypomniał ówczesne zasługi druha Andrzeja Burzawy, wtedy zastępcy komendanta jednostki.
I nie tylko ówczesne, bo także późniejsze, bo kiedy na początku XXI wieku stanął na jej czele i kiedy, jak mówił, pojawiła się informacja, że strażnica może zostać przekształcona na muzeum, to właśnie druh Burzawa wyszedł z inicjatywą żeby jednostkę podnieść do wyższej rangi, wystarać się o nowy sprzęt dla niej. Jak wspominał Franciszek Szilder, pojechali razem do Warszawy do prezesa OSP Waldemara Pawlaka i… padli przed nim na kolana. – Powiedzieliśmy przy tym „Ojcze, ratuj tę jednostkę”. Było tam ok. 20 osób, najpierw zapadła niesamowita cisza i usłyszeliśmy „Panowie, wstawajcie”. Załatwiliśmy wtedy pieniądze na ten samochód – mówił Franciszek Szilder.
Był rok 2004, a już cztery lata później wystarali się o kolejny, tym razem ciężki bojowy wóz ratowniczo-gaśniczy.
Już za obecnego burmistrza pojawiała się szansa na nowy samochód. Wykorzystali ją. Już bez udziału Andrzeja Burzawy, który zmarł w 2012 roku, ale Franciszek Szilder ufa i wierzy, że ten ciągle im pomaga i czuwa nad jednostką. Potem pojawiła się jeszcze jedna szansa i znów kolejna – i też je wykorzystali, za co prezes honorowy nie szczędził pochwał obecnemu zarządowi, na czele którego stoi prezes Wojciech Olesek.
– Jest za co dziękować i poprzednikom i tym co teraz działają, bo ta jednostka służy i służyć będzie dalej – mówił Franciszek Szilder.
Na wystawie można zobaczyć m.in. portrety najbardziej zasłużonych dla tej jednostki działaczy, na czele z jej założycielami. Są dokumenty (m.in. zaproszenie na obchody 75-lecia istnienia jednostki) i sprzęt używany dawniej w akcjach. Jest też sztandar, najprawdopodobniej pierwszy, jakim posługiwała się straż ogniowa ze Śródmieścia.